Niedawno poznałam wspaniałą grupę ludzi,. W trakcie naszej integracji wykorzystywaliśmy różne sposoby na rozbawienie towarzystwa. Niektóre osoby postanowiły zapoznać resztę grupy z twórczością muzyczną gwiazd sceny Disco-Polo (dla żartów w sumie, ale pozostało to z nami na dłużej) 😉 Należę do osób, które nie darzą tego gatunku muzycznego zbytnią miłością, mogę wręcz powiedzieć, że nasze stosunki były i pozostają chłodne. Było mi więc ciężko ogarnąć tę sytuację, ale dałam radę i nawet odnalazłam w tej zabawie nieco radości.
Do czasu! Teraz, gdy już zapoznałam się z tą twórczością, zdarza mi się (na przykład dziś mi się zdarzyło), że w głowie mi grają Oczy zielone (dzięki mojej kochanej grupie wiem, że odpowiedzialny za ich powstanie jest Zenek). Oczywiście jest to sytuacja dla mnie nie do zniesienia! Czemu na przykład nie może mi grać w głowie koncert fortepianowy Chopina, albo preludium Debussy’ego, tylko akurat Oczy zielone? Na szczęście mam naukowe wyjaśnienie na to zjawisko i jakoś mi z tym raźniej.
Zdarta płyta…
To co mnie dopadło to zwyczajny earworm, czyli fragment muzyczny albo nawet cały utwór, który pojawia się w naszej głowie i stale powtarza bez naszej świadomej kontroli. Najczęściej jest to tylko fragment większej całości. Earwormsy potrafią grać w głowie nawet kilka godzin (a może dłużej). Najczęściej melodiami, które nie chcą nas opuścić są proste, krótkie utwory, np. jingle radiowe lub reklamowe. Pamiętam wakacje, gdy mój brat rzucał się w fale oceanu z pieśnią „margaryna domowaaaaa” na ustach (to z jakiejś reklamy) – stare dzieje, bo to jeszcze w poprzednim stuleciu było 😉 Być może ciągle mu to w głowie grało i chciał się ze światem podzielić… W każdym razie gdy sobie to przypomnę to czasem mnie to dopada na dłużej (o na przykład teraz!).
Skąd się to bierze?
Jak to się dzieje, że takie fragmenty nam w głowie grają? Zespół z Goldsmiths University of London zrobił kilka lat temu badania na ten temat i oto czego się dowiedzieli.
Najczęściej doświadczamy earwormsów w wyniku niedawnej ekspozycji na utwór muzyczny, który później nam się powtarza w głowie. Odmianą tego czynnika spustowego jest powtarzana ekspozycja, czyli jeśli jesteśmy narażeni na wielokrotne słuchanie jednego utworu (wydaje mi się, że Oczy zielone są wynikiem właśnie tego mechanizmu, mam komu za to podziękować!).
Kolejnym bardzo częstym powodem są różnego rodzaju skojarzenia, które doprowadzają nasz umysł do earworma. Mogą one dotyczyć osób, sytuacji, słów, dźwięków czy rytmu – najczęściej są one jakoś powiązane z naszym doświadczeniem, wspomnieniami i ciągiem skojarzeń prowadzą nasz umysł ku zatraceniu.
Jest jeszcze kilka innych przyczyn earwormsów, związanych na przykład ze stanem emocjonalnym czy ze stresem. Mnie zainteresował jeszcze jeden zestaw – przyczyny wynikające ze stanów obniżonej uwagi/koncentracji – czyli sny, albo „wędrowanie umysłu” gdy jesteśmy na autopilocie i głowa nie jest tak obciążona zadaniem, które wykonujemy. Teraz sobie przypomniałam, że Oczy zielone śniły mi się dzisiaj rano!! No tak 🙂 Wszystko jasne!
A Tobie też jest raźniej, gdy już wiesz jak ten dramatyczny utwór znalazł się w Twojej głowie? 😉
Williamson, V. J., Jilka, S. R., Fry, J., Finkel, S., Mullensiefen, D., & Stewart, L. (2011). How do “earworms” start? Classifying the everyday circumstances of Involuntary Musical Imagery. Psychology of Music, 40(3), 259–284. http://doi.org/10.1177/0305735611418553
Dziękuję za ten wpis 🙂 Ja mam tak zawsze, że coś się przypnie i nie chce odejść. W zależności od nastroju i potrzeby, słucham różnych utworów i dlaczego akurat ten jeden zostaje – już wiem 🙂
Uważam, że muzykoterapia ma przed sobą przyszłość – dlatego u mnie prezent do pobrania, traktuje właśnie o tym 🙂
Bardzo często “siedzą mi w głowie” takie niechciane melodyjki. A teraz, jak mam małe dzieci, to często się budzę z melodią jakiejś piosenki z bajki, nawet jak jej nie cierpię. Kot i Pat, Pat i Kot, Kot i Pat przyjaciele od lat…:) Więc to powtarzana ekspozycja…
No nieee…. teraz ja to mam 😛 Pat i kot… 😛